Celem osobnika jest przeżycie. Celem gatunku - przetrwanie. Nieważne, czy te cele są uświadomione czy nie. Akurat nasz gatunek, jeśli sprowadzić go tylko do biologii, tego celu z grubsza jest świadomy. Co do osobników myślę, że wola przeżycia realizuje się już na poziomie instynktu. Atawizm.
Po co ten wstęp? Żeby przejść do części zasadniczej, mianowicie kwestii odżywiania. Po co jemy? Przeważnie po to, by po prostu przeżyć. Zaspokojenie tej potrzeby nauczyło nas na przestrzeni dziejów korzystać z bardzo różnych źródeł substancji odżywczych. Głównie najłatwiej dostępnych. Ten oportunizm żywieniowy okazał się być opłacalny. Istniejemy jako gatunek. Procesy historyczne spowodowały, że mamy dostęp do składników, których nasi odlegli przodkowie nie znali. A oni mieli do tych, o których ich przodkowie nie słyszeli.
Bogactwo różnorodności sprawia, że wybór jest większy, to oczywiste. Jednakże da się zauważyć lokalne upodobania do takiej a nie innej strawy. Nazywamy to kuchnią regionalną, szerzej patrząc - narodową. Ma to swoje korzenie też w historii. Coś, co było spożywane przez pokolenia jakiejś populacji, jest w kolejnych pokoleniach łatwo przyswajalne. Nowe składniki muszą się dopiero przyjąć.
Tu czas na moje refleksje dotyczące kreowania przez inżynierów społecznych nowego człowieka. Aktualną tendencją jest głoszenie, że człowiek jest nieprzystosowany do jedzenia mięsa. Jest to teza nie do obrony. Nasz gatunek żywi się mięsem od zawsze. Mówią o tym najstarsze znane znaleziska archeologiczne. Gatunki z rodzaju homo, z których ostatecznie zsyntetyzował się nasz własny, również polowały, wcześniejsze korzystały też z padliny. Są to fakty bezdyskusyjne, mające oparcie w badaniach naukowych.
Wegetarianie, czy zawężając - weganie, utyskują nad ludzkim barbarzyństwem. Cóż, kiedy spojrzy się szerzej, należałoby załamywać ręce na barbarzyństwem całej natury. Drapieżnictwo czy wszystkożerność nie jest wymysłem ludzkim. Pamiętając o dwóch zasadach podanych we wstępie niniejszego eseju, łatwiej sobie uświadomić przyczynę tego stanu rzeczy. Świat jest brutalny: pożary lasów, erupcje wulkanów, powodzie, naturalne (tak tak, istnieje takie zjawisko!) zmiany klimatyczne i masa innych czynników powodują ofiary śmiertelne. I na tym poligonie, czy raczej froncie, trzeba przeżyć. I odnieść sukces w przyszłych pokoleniach. Skoro praw natury się nie ocenia moralnie, niech idealiści, więc nie realiści, darują sobie osądzanie tych, którzy nie zamierzają podążać ich drogą. Jaką dietę wegańską mieliby uprawiać ludzie podczas epoki zlodowacenia, Inuici zwani dawniej Eskimosami na czy koczownicy euroazjatyccy? Albo rozbitkowie z morskich katastrof?
No ale weganizm nie wyczerpuje wszystkich ideologii żywieniowych. Jest ich mnóstwo, że skupię się tylko na jednej, też medialnie nagłośnionej: dieta śródziemnomorska. Powiem o niej krótko: najzdrowsza dieta europejska - tak się ją przedstawia. I krótko ją skomentuję: już widzę jak górale karpaccy, alpejscy, a nawet szkoccy porzucają swoje tradycyjne kuchnie na jej rzecz. A i mieszkańcy terenów niżej położonych. Ze mną na czele. Nie wspomnę znowu o Inuitach, Mongołach itd.
Wniosek końcowy: ludzie, opamiętajcie się! Nie da się znieść różnorodności upodobań kulinarnych. Są pokłosiem warunków naturalnych i dziełem kultury istniejącej w tychże. Dajcie innym spokój i nie twórzcie jednego wzorca sposobu życia. Wcześniej czy później każdy totalitaryzm upadnie: czerwony, brunatny, zielony, tęczowy czy w jakichkolwiek barwach. To mówię ja, dawny wegeterianin i były sympatyk zielonego totalitaryzmu.
04.10.2024